Można się pokusić o wymienienie szeregu pojęć, jakich używa się w języku polskim na określenie fotografa/ki robiących zdjęcia z zamiarem ich publicznego pokazania w mediach.Fotoreporter, fotograf newsowy, dokumentalny, prasowy, fotoreportażysta, fotodziennikarz, dziennikarz wizualny. Sporo tego. Dodatkowo, zawód jest mocno zmaskulinizowany i określenia te wystepują najczęściej w formie męskiej.
Brakuje także jednoznacznego określenia samej dyscypliny medialnej - z najpopularniejszych nazw wymienić można: fotografia prasowa, newsowa, reporterska, dziennikarska, dokumentalna, fotoreporterska, ilustracyjna.
Inaczej jest w niektórych językach europejskich. Angielskie photojournalism, niemieckie Fotojournalismus czy francuskie photojournalisme funkcjonują od lat i są często używane i rozumiane nie tylko przez ludzi z mediów, ale ogół społeczeństwa. W polskich realiach termin "fotodziennikarstwo" nadal jest rzadkim i egzotycznym gościem w branżowych publikacjach - a szkoda.
Dziennikarz czy fotograf?
Na płaszczyźnie definicyjnej rodzi się zasadnicze pytanie, czy sam zainteresowany czuje się bardziej dziennikarzem czy bardziej fotografem. Jak dozuje desygnaty obu części składowych słowa foto-dziennikarstwo? Odwieczne - od momentu powstania fotografii - pytania czy to bardziej kronika czy poezja? fotografia-ekspresja czy fotografia-dokument? A może jedno i drugie są w tym przypadku nierozerwalnie związane i przenikają się tak dogłębnie w sferze podejścia do tematu, technik i metod pracy, odpowiedzialności, że nie warto wartościować jednego lub drugiego elementu i uznać tę dziedzinę działalności medialnej za jedną, nierozerwalną całość, tak jak to jest w innych językach?
Patrząc na wieloletnie efekty pracy fotodziennikarzy, przedrostek "foto" bynajmniej nie relatywizuje i nie rozmiękcza trzonu "dziennikarstwo". Wręcz przeciwnie - doinwestowuje go i rozszerza, przejmując przy tym, szereg szlachetnych (przynajmniej w teorii) etycznych przesłanek zawodu dziennikarskiego, takich jak: rzetelność, dbanie o sprawdzanie źródeł, unikanie oczywistych uwikłań politycznych. Jest to jednocześnie dużo szersze pojęcie niż dość popularny, ale ukierunkowany na zdjęcia newsowe - fotoreporter.
Osobiście, zawsze uważałem się za osobę uprawiającą dziennikarstwo posługującą się fotografiami jak środkami wyrazu i przekazu. Intuicyjnie sądzę, że to, o czym chcę opowiedzieć, lepiej mogę oddać obrazami niż słowami, choć tą drugą formę dziennikarską także uprawiam, ale mniemam, że nie wyrażam się w niej nie tak dobrze, jak w fotografii.
Wygląda na to, że każdy, kto zajmuje się fotografią musi sam doprecyzowywać jaki rodzaj fotografii uprawia. Często charakter fotografii określa rodzaj zlecenia.
Pięciozdjęciową relację z przejazdu zabytkowych pojazdów trudno nazwać fotodziennikarstwem - to zwykła praca fotoreporterska, czy w przypadku krótkiej formy pisanej - relacja, a nie wnikliwy dziennikarski artykuł. Inaczej może wyglądać sytuacja dłuższego fotoreportażu np. z demonstracji czy zakładu pracy. Zarówno w przypadku formy zdjęciowej jak i pisanej moża śmiało mówić o formie fotodziennikarskiej i dziennikarskiej.
Fotograficzne rozterki języka polskiego
Wśród polskiej kadry akademickiej, która zajmuje się urefleksyjnianiem doświadczeń tworzenia i odbioru fotografii oraz teoretycznymi zagadnieniami dziennikarstwa, mediów i szeroko rozumianych teorii komunikacji społecznej, najpowszechniej przyjął się termin "fotografia dziennikarska".
Ukazało się całkiem sporo publikacji podręcznikowych dla studentów i artykułów naukowych wielokrotnie operujących tym terminem, np.: Kazimierz Wolny-Zmorzyński, Ewa Nowińska, Krzysztof Groń, Waldemar Sosnowski, Fotografia dziennikarska, Poltex, 2011 r., Kazimierz Wolny-Zmorzyński, Jaka informacja? Rzecz o percepcji fotografii dziennikarskiej. Kraków 2010.
Nie jest ten pomysł pozbawiony trafności, w zasadzie dobrze opisujący zjawisko, obarczony niestety akademickim rygoryzmem, formalnością i niestety 9. sylabami, w przeciwieństwie do 6 sylab fo-to-dzien-ni-kar-stwa. Krócej często wygrywa nad poprawniej.
Poza tym, wielu naukowców akademickich, ma tę przypadłość, że dość wolno reagują na wiecznie zmieniającą się rzeczywistość medialną. Stąd można doznać wrażenia, że zwrot fotografia dziennikarska zalatuje naftaliną.
Polska rzeczywistość
Kiedy w 2010 ukazała się jedna z podstawowych polskich pozycji książkowych o fotografii dziennikarskiej "Jaka informacja? Rzecz o percepcji fotografii dziennikarskiej" Kazimierza Wolnego-Zmorzyńskiego, od razu było wiadomo, że to książka nestora wiedzy i już w momencie jak się ukazała, mogła być zaliczana do grona książek historycznych. Pierwsze bowiem zdanie było więcej niż wymowne: "Fotografia dziennikarska jest jedną z ważniejszych form przekazywania wiadomości w prasie". Zdanie drugie też wbijało w fotel swoją anachronicznością: "Cieszy się ogromnym zainteresowaniem odbiorców, bowiem nie tylko pokazuje rzeczywistość, o której mówią dziennikarze, ale także wizualnie o niej informuje."Pozytywistyczna wiara, że można pokazać rzeczywistość w prasie wydaje się dla niektórych wciąż żywa. Jakby uleciała cała refleksja na kategoriami konstrukcji prawdy, roli fotografa w doborze kadrów i subiektywności przekazu fotograficznego, nie mówiąc już o wynalezieniu i rozpowszechnieniu się internetu jako głównego nośnika fotografii dziennikarskiej i fotografii w ogóle i o ciągle wzrastającej roli wideo w "pokazywaniu rzeczywistości".
Jeśli zestawimy powyższą książkę z wydaną również w 2010 roku publikacją Freda Ritchina "After Photography", w której autor pisze o przyszłości mediów wizualnych, po rewolucji cyfrowej, która przekształciła obrazy w hipertekstowe medium, co z kolei zasadniczo zmieniło sposób, w jaki konceptualizujemy świat, to widzimy jasno, że polska refleksja nad stanem fotografii w mediach była daleko w tyle.
Teoria sobie, a praktyka sobie
Potem zaczęło być trochę lepiej i znalazło się paru badaczy fotografii, głównie z nurtu socjologii wizualnej, którzy trzymają rękę na pulsie. Ale nawet wtedy, w okolicach 2010 roku wystarczyło przeczytać wywiad ze świetnym fotografem Łukaszem Trzcińskim, żeby wiedzieć, że to polscy teoretycy fotodziennnikarstwa zostali w tyle, a nie praktycy, którzy zresztą całkiem nieźle dawali sobie radę na światowym rynku fotografii dziennikarskiej zdobywając sporo międzynarodowych nagród.
Ale wracając do Trzcińskiego, mówił on w wywiadzie, który ukazał się w 2011 roku w książce "Artyści mówią. Wywiady z mistrzami fotografii" autorstwa Hanny Marii Gizy - "Jeśli poruszamy się w obszarze dokumentu, to wydaje mi się, że jego rolą jest raczej zadawać pytania, niż dawać odpowiedzi..."
To zresztą parafraza słów innego znakomitego fotografa Paolo Pellegriniego, ale takie rozumienie fotografii prasowej, dokumentalnej w szerszym ujęciu, dominowało już wśród czołowych światowych fotodziennikarzy - mało który jeszcze pragnął "obiektywnie przedstawiać" rzeczywistość. Większość chce zakomunikować, przekazać, wyrazić, opowiedzieć wizualnie swoją wersję tego co zobaczyli i doświadczyli.
Prasa vs internet
Największy światowy konkurs fotografii dziennikarskiej i fotodziennikarstwa, do dziś nosi archaiczną nazwę World Press Photo, a jego znaczenie maleje z powodu nieustannie zmieniających się kategorii i zasad przyznawania głównych nagród.
W Polsce, fotodziennikarze biorą udział w Grand Press Photo organizowanym przez miesięcznik Press, który ma jednak w podtytule Media, Reklama, Public Relations. Niegdyś faktycznie taki rodzaj fotografii można było zobaczyć praktycznie tylko w formie drukowanej w gazetach, tygodnikach i miesięcznikach. Dziś sytuacja jest diametralnie różna i środków przekazu obrazu jest znacznie więcej.
Zdecentralizowaniu uległy również ośrodki dystrybuujące obrazy. Już nie tylko redakcje gazet, miesięczników czy największych agencji mogą publikować - w dzisiejszych czasach może to każdy, kto ma dostęp do kanałów mediów społecznościowych.
Powstanie internetu i rozwój technik cyfrowych spowodowały, że zalał nas potok zdjęć, a świecące ekrany zawładnęły światem obrazów, zmieniły się też reguły cyrkulacji i trwałości zdjęć. Szokujące obrazy w kilkanaście minut obiegają całą kulę ziemską, wywołują skrajne emocje, po czym znikają w czeluściach strumienia innych szokujących obrazów. Bardzo trudno dziś o "ikoniczne" zdjęcia, które były zapamiętywane na lata, jak działo się to za starych "analogowych" czasów.
Niewiele zmieniły się natomiast wymagania fotoedytorów - chcą dobrych zdjęć, które przykują uwagę odbiorców. A propos - fotoedytor i fotoreporter i jeszcze fotooperator to dobrze zakorzenione nazwy zawodów z przedrostkiem foto.
Szybkie wyszukiwanie w polskim internecie i ... 240 tys. rezultatów dla fotoedytora w porównaniu do zaledwie 1450 rezultatów dla fotodziennikarza, ale wąska specjalizacja fotodziennikarska - fotoreporter to już prawie 3,5 mln rezultatów wyszukiwań. Pora to zmienić i nie pozwolić wpaść "fotodziennikarzowi" do zestawu form wypartych z języka polskiego. Będę zatem - konsekwentnie - używał tego określenia w dalszych wpisach.