niedziela, 3 marca 2024

Czy prasa umarła? Nie - zmieniła tylko nazwę



Najbardziej popularne posty z tego bloga:

Szkielet dawnego kiosku z prasą
Szkielet dawnego kiosku z prasą, Szczecin, fot. T. Szustek

Przeglądałem ostatnio ponownie - wydaną w Polsce w 2011 roku - ksiażkę francuskiego publicysty Bernard Pouleta "Śmierć gazet i przyszłość informacji" (wyd. Czarne, przeł. Oskar Hademann), która wieszczyła rychły koniec drukowanych gazet i spektakularne bankructwa medialnych koncernów. 

Minęło 15 lat od publikacji oryginału francuskiego (2009) i można, już z perspektywy tego czasu, pokusić się o ocenę trafności przewidywań Polueta. Rzućmy okiem na kilka cytatów i przekonajmy się, co się sprawdziło, a co było błędnym założeniem:

"Dziennikarz w internecie staje się tym, kto ułatwia i organizuje dialog. Nikomu już nie jest potrzebna jego opinia"

Ta prognoza wydaje się niezbyt nietrafiona. Współczesne dziennikarstwo nadal opiera się na opiniach dziennikarzy i ekspertów (niektórzy są szemrani...). Stwierdzenie faktu i jego opisanie nie wyczerpuje zainteresowania odbiorców. W sieci jest całe mnóstwo kanałów, w których znani i cenieni dziennikarze, ludzie z różnych branż dzielą się swoimi opiniami i cieszą się one sporą oglądalnością, np. blogi w serwisie internetowym tygodnika Polityka. Na stronie internetowej The Guardian, sekcja Opinie jest druga w kolejności po News.

Pasek menu strony internetowej The Guardian

"Obok informacji ubogiej dla ubogich będzie też informacja bogata dla bogatych, a zatem w najlepszym razie będziemy mieli do czytania z dwiema prędkościami" 

Chyba już wszyscy się z tym pogodzili i nikogo nie dziwi, że za naprawdę dobrą informację, a szczególnie opinie, prognozy i analizy należy nieco zapłacić. Przy czym te informacje, które można uzyskać za darmo z rozmaitych portali informacyjnych, są w sumie dość obszerne rzetelne i można doskonale poruszać się po dowolnym obszarze wiedzy bazując tylko na bezpłatnych informacjach. Tak naprawdę to one nie są darmowe, bo płacimy za nie naszą (nie)uwagą podczas wyświetlania reklam. 

Z kolei trafnie przewidział B. Poulet, że Google zostanie "największą agencją reklamową świata" - to już się stało i świat się nie zawalił. Co ciekawe, autor książki przewidział zawrotną karierę, początkujących wówczas reklam celowanych, tzn. profilowanych pod konkretnego odbiorcę.

"Drastyczny spadek sprzedaży gazet w 2007 r. (-2,5%) jest zjawiskiem powszechnym i dotknął w pierwszym rzędzie dzienniki popularne"
W 2024 roku niektórych zapewne dziwi, że popularne informacyjne portale internetowe czy aplikacje mają lub miały w ogóle jakieś papierowe wydania. Gazety, tygodniki i miesięczniki szybko zrozumiały, że albo będą obecne w internecie, albo nie będzie ich wcale. W czasie gdy Poulet pisał swoją książkę, ta kwestia nie była jeszcze tak oczywista.

Dziś opiniotwórcze medium może, choć nie musi, mieć swoje papierowe ramię. Przykładem, że można egzystować tylko w necie może być chociażby Oko Press (sic!), Business Insider czy popularne polskie portale Wirtualna Polska, Onet, Interia. Z drugiej strony, dalej istnieją papierowe gazety, tygodniki czy miesięczniki, które mają swoje internetowe wcielenia: Polityka, New York Times, Gazeta Wyborcza, Guardian. Są także portale stacji radiowych, gdzie informacje czytane w serwisach, można zobaczyć! 

Media społecznościowe z jednej strony zabrały kawałek tortu, czytaj uwagi czytelników, ale z drugiej - wykreowały zapotrzebowanie na informacje sprawdzone, pewne, których portale społecznościowe nie są w stanie zapewnić. W kategorii Breaking News z pewnością platforma X czy Facebook docierają szybciej do odbiorców, ale nikt nie będzie przedstawiał efektów wielomiesięcznego śledztwa dziennikarskiego w krótkim poście. To znaczy przedstawić wyniki można w krótkim, nawet sensacyjnym poście, ale ten post będzie miał link do jakiejś dłuższej formy - czyli do serwisu informacyjnego, strony internetowej itp.



Nawet szacowne, poważane tygodniki, do czytania których potrzebna była niegdyś cała rozpiętość ramion 😃 nie obejdą się obecnie bez wersji online. Np. Tygodnik Powszechny, weteran na rynku wydawniczym - katolickie pismo społeczno-kulturalne powstałe w marcu 1945,  niezależne (ile było można) nawet za czasów komunistycznych, reper polskiej inteligencji, a dziś - młoda redakcja, atrakcyjny layout strony internetowej, krąg mediów społecznościowych, subskrypcja, newsletter, powiadomienia...i wciąż doskonały poziom merytoryczny bez epatowania katolickością na każdym kroku.

Co łączy wszystkie te media, to stopniowanie dostępności do informacji internetowych, subskrypcja i materiały płatne, czyli to, co tak przerażało Pouleta w 2009 roku. 

Dzisiaj już nikogo nie dziwi taki stan rzeczy, ale kilkanaście lat temu, nowością była konieczność płacenia za dostęp do nośników informacji w internecie, który miał być w pierwszych naiwnych zamierzeniach przestrzenią wolnego, nieskrepowanego komercjalizacją obiegu informacji i opinii. Akurat z tych utopii nic nie wyszło, bo internet stał się dokładnie tak samo brudny i przemocowy, jak życie w ogóle i tak samo skomercjalizowany: chcesz mieć dobry produkt - to płać.

B. Poulet nie docenił także skali migracji reklamy do internetu, rozpowszechnienia się i ewolucji smartfonów. Doceniał za to potencjał jaki drzemał w mediach społecznościowych. Facebook już wtedy był potęgą, a Twitter (dzisiejszy X) dopiero raczkował, ale Poulet trafnie wskazywał jego drogi rozwoju:
"(...) system ten [Twitter] wzbudził zainteresowanie partii politycznych, które upatrują w nim możliwości informowania swoich zwolenników niewielkim kosztem"

Kiedy książka była pisana, dopiero co wypuszczono pierwszego iPhona i pierwsze smartfony z systemem Android. Autor nie mógł w zasadzie przewidzieć lawinowego rozwoju takich urządzeń i opierał swoje prognozy głównie o użytkowników komputerów stacjonarnych i laptopów. Czas pokazał, że internet, przeniósł się do smartfonów wraz z reklamami i nikogo nie dziwi fakt, że rynek reklam w internecie jest dużo większy niż w innych mediach (telewizja, radio, billboardy).

Z niewielu stwierdzeń B. Pouleta, które zupełnie straciły rację bytu można zacytować poniższe:
"Strony internetowe gazet są zdecydowanie mniej rentowne niż ich papierowe odpowiedniki"
W dzisiejszych czasach papierowe wydania nierzadko generują stratę finansową, tolerowaną przez zarządy gazet czy koncernów prasowych, bo przychód jest uzyskiwany z innych źródeł: subskrypcji, reklam internetowych lub np. sprzedaży książek. Natomiast "stary dobry papier" jest traktowany jako dodatek do działalności medialnej, sentymentalny gadżet dostarczany starszym czytelnikom lub atrybut prestiżu.

Co lepsze - druk czy internet?

fragment gazety z błędem drukarskim - tekst lorem ipsum zamiast właściwego tekstu
213 znaków tekstu Lorem ipsum wydrukowanych omyłkowo w gazecie, fot. T. Szustek

Co się wydrukowało, to z nami pozostanie. W internecie trwa nieustanna aktualizacja, nie tylko faktów i opinii, ale także błędów i niedoróbek. Takie wpadki, jak ta powyżej są w publikacjach w sieci usuwane dość szybko, w druku pozostają nieśmiertelne.

Wiele pytań wciąż bez jasnej odpowiedzi

okłądka książki Bernarda Pouleta - Śmierć gazet i przyszłość informacji
okładka książki Bernarda Pouleta Śmierć gazet i przyszłość informacji

A co pozostało z pracy B. Pouleta, co jest nadal aktualne? To na przykład, 
wyrażona kilkukrotnie, głęboka troska o przyszłość i rolę mediów informacyjnych w społeczeństwie:

"(...) tradycyjne media informacyjne znalazły się w śmiertelnym zagrożeniu ze względu na pojawienie się nowych "nośników", które nie przekazują informacji. Większość z nich to wytwórcy i firmy zajmujące się rozpowszechnianiem treści rozrywkowych i usług: wyszukiwarki, takie jak Google czy portale społecznościowe, na przykład Facebook"
"Za rewolucją cyfrową kryje się też inna głęboka przemiana. Dokonuje się ona w wolniejszym tempie, a jej początki sięgają jeszcze odległych czasów przed pojawieniem się internetu (...) chodzi mianowicie o spadające każdego roku zainteresowanie informacją w naszym społeczeństwie"

Autor obawia się, że wyszukiwarki czy media społecznościowe "zabiorą" klientów prasie drukowanej (co w zasadzie już się stało), ale co za tym idzie, odpłyną także reklamodawcy i pozostawią "tradycyjne media informacyjne" bez środków niezbędnych do działania. 
"(...) czy reklamodawcy porzucający prasę drukowaną w ogóle jeszcze potrzebują informacji?"
Odpływ reklamodawców częściowo nastąpił, ale media informacyjne przetrwały przechodząc do internetu i nadal publikują reklamy. Tego jesteśmy wszyscy świadomi, głębszy sens tego cytatu to obawa o miejsce i znaczenia rzetelnie podanej informacji w ogóle. Czy obywatele będą jej potrzebować? Czy zadowolą się rozrywkowo-skandalizującą papką z życia celebrytów?

Zapewne części odbiorców wystarczy kilka informacji z Pudelka czy Kwejka podlanych memami od kręgu znajomych w mediach społecznościowych. Nie zapominajmy, że wiele dawnych drukowanych "brukowców" nie miało wiele ambitniejszego repertuaru wiadomości, a fakt druku nie wpływał na podniesienie ich "szlachetności".

Istnieje natomiast dość istotna część społeczeństwa, która nosi w sobie potrzebę zaspokojenia wiedzy ze sprawdzonego źródła. I dopóki będą takie osoby, dopóty będą potrzebne media, które takie informacje będą dostarczać. Bądźmy więc dobrej myśli i pozostańmy ciekawi świata.

Nazwa wciąż ta sama - znaczenie inne

Sentymentalna nazwa "prasa" w języku polskim czy "press" w języku angielskim wciąż funkcjonują. Trudno jest zmieniać nazwy konkursów z tradycjami - World Press Photo, Grand Press Photo, nazwy czasopism - dwumiesięcznik "Press" czy zwyczajowo przyjętych innych użyć, np. rzecznik prasowy, konferencja prasowa - ale wszyscy i wiedzą, że to umowna łatka oznaczająca bardziej "media" rozumiane ogólnie, zbiorczo niż drukowane czasopisma.

Zrozumiała jest "fetyszyzacja" papieru przez starsze pokolenie, bo niemal całe ich dorosłe życie informacje czerpali z papieru, radia i telewizji. Przypomina to nieco histerię towarzyszącą wejściu fotografii cyfrowej i utyskiwania tradycjonalistów, że to już nie jest to samo co kiedyś, że "prawdziwa' fotografia umarła i inne tego typu nonsensy. Ale to treść jest istotna, nie forma, a kult "sprzedanego egzemplarza" jako wyznacznika ważności gazety, należy włożyć między bajki.

Fotografia analogowa istnieje dalej, choć zmieniła się jej funkcja, e-booki nie zabiły książek drukowanych (B. Poulet bardzo obawiał się, że e-booki zniszczą czytelnictwo i położą kres księgarniom), dvd i kanały streamingowe nie wyeliminowały sal kinowych i istnieją portale informacyjne o szerokim kręgu oddziaływania, które nigdy nie miały żadnego papierowego wydania.

Ale wróćmy do informacji. W ostatnich latach daje się także zauważyć rozdrobnienie źródeł informacji zarówno na poziomie mediów społecznościowych, jak i w sferze mediów profesjonalnych. Powstają coraz to nowe serwisy, niektóre z nich znikają szybko, inne stają się coraz bardziej popularne, niektórzy starzy liderzy tracą na znaczeniu, inni wciąż mają sporo udziałów w rynku. Te same procesy, choć w mniejszym natężeniu można zauważyć na rynku portali informacyjnych. Wiele osób nazywa to "bańką". Absorbujemy informacje tylko z przez siebie wybranych, pozostających w tym samym kręgu źródeł. Ale to zjawisko było chyba zawsze. Jeśli ktoś w latach 80. był mocno "zakręcony" na punkcie np. techniki, to czytał czasopismo "Młody Technik", oglądał w telewizji "Sondę" i polował na książki o konkretnej tematyce, nie interesował się zbytnio zawartością "Wiadomości Wędkarskich" czy "Zielonego Sztandaru".

Barak Obama obawiał się, że "informacja staje się bardziej rozrywką niż źródłem wiedzy", ale miejmy nadzieję, że popyt na rzetelną informację nie zaniknie, zmieniają się tylko kanały, charakter i sposoby przekazywania. 

Książka Bernarda Pouleta "Śmierć gazet i przyszłość informacji" straciła tylko nieco na aktualności, głównie w zakresie rozwoju technologicznego. Dzisiaj świat internetu, aplikacji, smartfonów jest już w daleko w innym miejscu niż w 2008 roku. Ale pytania, obawy i nadzieje, które zawarte są w publikacji, m. in.: 
  • spadek czytelnictwa, 
  • nadmiar komunikacji - brak zrozumienia, 
  • rozrost teorii spiskowych wynikających z braku krytycznego myślenia i odróżniania fałszu od faktów, 
  • umasowienie i ujednolicenie kultury - wciąż pozostają aktualne. 
Chociażby dlatego warto tę książkę przeczytać (na papierze bądź jako e-book). A także żeby ocenić które przewidywania autora się sprawdziły, a które były przesadzone lub zupełnie nietrafione.

Moim zdaniem kluczowe zdanie książki jest wyrażone nie opinią własną autora, ale cytatem z badania opinii ponad 700 szefów przedsiębiorstw medialnych z całego świata. Dwie trzecie z nich uważało, że:
"za niecałe 10 lat czytelnicy zainteresowani informacją zwrócą się przede wszystkim w stronę internetu i telefonów komórkowych, porzucając tradycyjne gazety i pozostałe środki masowego przekazu". 

Mieli bardzo dużo racji. 

A co z informacją wizualną, zdjęciami, grafikami? 

Wieści są dobre. Wciąż, nieustannie ludzie chcą oglądać zdjęcia, chcą nie tylko przeczytać o tym, co się zdarzyło, ale także to "zobaczyć". 

Pomimo wielu zapowiedzi śmierci fotografii, zabójczej ingerencji w treść zdjęć, ujęć fałszywych czy ostatnio szumnych zapowiedzi wyparcia fotografów przez sztuczną inteligencję - nadal każdy chce spojrzeć na kawałek zapisanej wizualnie historii, która przykuła jego/jej uwagę. 

Portale internetowe nie mogą nie spełniać takiego zapotrzebowania i publikują sporo materiałów wizualnych lepszej lub gorszej jakości, ale nikt nie wyobraża sobie mediów informacyjnych (papierowych i internetowych) oraz mediów społecznościowych bez zdjęć, grafik, memów i krótkich form wideo.

Tak więc - niech żyje informacja! Niech żyje fotografia! I wideo także!