środa, 17 czerwca 2020

Stan jak na zdjęciu czyli fotograficzne spektakle w polskiej polityce cz.2. Kampania prezydencka – Małgorzata Kidawa-Błońska


Zrestartowana kampania prezydencka w pełnym toku, ale chciałbym jeszcze powrócić do kandydatki, która miała być nadzieją opozycji na fotel prezydenta, ale szereg czynników sprawiło, że ta kandydatura została wycofana i zastąpiona przez osobę Rafała Trzaskowskiego. Mowa oczywiście o Małgorzacie Kidawie-Błońskiej. Przyjrzyjmy się zatem, pokrótce, walorom jej przekazu fotograficznego.


Kandydatka Koalicji Obywatelskiej miała za sobą cały sztab dużej partii, jednak wiedząc, co ten sztab zrobił z ponad 60. procentowym poparciem Bronisława Komorowskiego w 2015 roku, można było mieć obawy co do przebiegu obecnej kampanii. I niestety się sprawdziło…. Ale czy w tym przypadku była to wina sztabu, samej kandydatki czy innych okoliczności?

Stan pandemii i zarządzony zakaz wieców wyborczych wpłynął na słabą dynamikę fotoprzekazu w czasie marcowego lockdownu.  Z tej przyczyny, tematyka zdjęć była mocno zredukowana. Z czasem zabrakło reportaży ze spotkań z wyborcami, które są kopalnią ciekawych ujęć i sytuacji. Póki jeszcze można było je odbywać, wydawało się, że Małgorzata Kidawa-Błońska miała dobry kontakt w bezpośrednim, uściskowym kontakcie z „Polską powiatową”. Przynajmniej tak to wynikało z fotorelacji.



Małgorzata Kidawa-Błońska w uścisku ze satrszą panią na spotkaniu wyborczym
Instagram mkblonska


W kwestii zdjęć typowo kampanijnych, sztab fotografów wywiązał się bardzo dobrze ze swojego zadania, dostarczając fotografie nienaganne technicznie, w modelowych na potrzeby kampanii, pozach i sytuacjach.



Małgorzata Kidawa-Błońska na tle baneru Platformy Obywatelskiej
Instagram mkblonska


Portret Małgorzaty Kidawy-Błońskiej z rozmytym tłem
Instagram mkblonska

Kampanijne zdjęcie idealne?


Poniższe zdjęcie mogłoby być wzorem poprawności szerzenia optymizmu pokazywanym na kursie dla fotografów tworzących narrację kampanii wyborczej. Kandydatka kroczy pewnie w centrum i na przodzie pochodu (pozycja lidera), są młodzi, uśmiechnięci ludzie (nadzieja społeczeństwa) w śnieżnobiałych T-shirtach (niewinni i czyści), są balony (festiwalowa atmosfera), jest pora wiosenna, a po refleksach i tonacji zdjęcia widzimy, że świeci słońce (optymizm i dobry humor).



Małgorzata Kidawa-Błońska idzie na czele swojego sztabu wyborczego
Instagram mkblonska


Wiele miejsca w relacjach fotograficznych zajmuje mąż pani Kidawy-Błońskiej. To seria zdjęć, które we wcześniejszych postach o kandydatach nazywałem „ocieplającymi”. Możemy także zobaczyć kandydatkę na prezydenta zasiadającą przy wiekowym, masywnym biurku, na którym stoi nowoczesny laptop – ulubione połączenie jeśli chodzi przedstawianie kandydatów na najwyższe urzędy państwowe. Tradycja, niezawodność i nowoczesność w jednym.



Małgorzata Kidawa-Błońska z mężem w ogrodzie
Instagram mkblonska



Małgorzata Kidawa-Błońska pracuje na laptopie przy masywnym, wiekowym biurku w swoim domu
Instagram mkblonska



Małgorzata Kidawa-Błońska z mężem przy biurku patrzy na ekran laptopa
Instagram mkblonska

Smutny koniec


Pod względem przekazu fotograficznego, kampania ta zdawała się więc być prowadzona całkiem poprawnie i nawet z odrobiną błyskotliwości. Co więc poszło nie tak, jeśli w warstwie fotograficznej było całkiem dobrze?

Sposób zakończenia tej kandydatury jest dowodem, że samym wizerunkiem fotograficznym nie jest możliwe zbudowanie ugruntowanej pozycji w wyścigu do pałacu prezydenckiego. Wychodzi na to, że co najmniej poprawny lub najlepiej interesujący przekaz fotograficzny jest warunkiem niezbędnym, acz niewystarczającym aby uzyskać zadowalające zainteresowanie wyborców.

Tu mała dygresja i wyjaśnienie tytułu całej serii „Stan jak na zdjęciu czyli fotograficzne spektakle w polskiej polityce”. Stan jak „na zdjęciu” nie zawsze koreluje ze stanem faktycznym. Tak samo jak na internetowych platformach ogłoszeniowych, skąd zaczerpnąłem to sformułowanie. Ogłoszeniodawcy, którzy nie mają ochoty wnikać w opisywanie, czasami nadgryzionych zębem czasu mebli, urządzeń czy samochodów, uciekają w magiczną formułkę „stan jak na zdjęciu/ach” - a jaki on jest - to już kwestia interpretacji.

Wracając do fotografii politycznej – pomimo licznych oskarżeń – nie jest ona w stanie sama z siebie, w oddaleniu od osoby zbudować wiarygodnego wizerunku. To fakt - w gruncie rzeczy - pocieszający. Jak widzimy na powyższym przykładzie, ciekawa, pod względem prezentacji (w zasadzie autoprezentacji) fotonarracja kampanijna, nie była w stanie przebić innych kanałów kształtowania opinii o kandydatce. Na pierwsze miejsce wysuwały się zatem pozostałe, wizualne i pozawizualne elementy opiniotwórcze, które musiały nosić w sobie potencjał nacechowania negatywnego i ostatecznie go uwolniły.

Sama fotografia nie da rady prześcignąć tego, co kuleje merytorycznie. Przekaz fotograficzny nie „wytwarza rzeczywistości” jak chcieliby niektórzy, a jedynie wchodzi z nią w serię złożonych gier, a finalny rezultat tych gier między „rzeczywistością”, kontekstem, fotografem, zdjęciem-obrazem i widzem jest niewiadomą. To nieodparty urok fotografii, która nie zajmuje wcale najważniejszego miejsca w procesie budowy wizerunku polityka. Ruchome obrazy i przekaz słowny, w warstwach treści i formy są ważniejsze i dominujące. Obrazy nieruchome mają jednak swoje miejsce w mediach i jestem przekonany, że będą je miały jeszcze bardzo długo.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz