środa, 10 lipca 2019

Photocall czyli historia jednej „pozowanki”

Fotoedytorzy irlandzkich tytułów prasowych uwielbiają zdjęcia - o ile to możliwe na pierwszej stronie - zrobione w okolicznościach w pełni kontrolowanych i do znudzenia pozowanych.


Takie „ustawki” czy „pozowanki” obdarzane są niezrozumiałą estymą, ale ich obecność na łamach poważnej prasy nie jest przypadkowa. Nie jest to li tylko spowodowane szorstkim charakterem wizualnej wrażliwości fotoedytorów prasowych i mało wyszukanymi gustami czytelników.

Jedną z innych przyczyn może być zwyczaj tzw. photocall. Wyjaśnię na przykładzie fikcyjnym, ale dobrze osadzonym w irlandzkich realiach. Przypuśćmy, że jedna z wiodących organizacji społecznych rozpoczyna kampanię propagującą zdrowe odżywianie w oparciu o produkty lokalnych rolników. Do prasy zostaje rozesłana wiadomość (photocall), informująca, że o tej i o tej godzinie, w takim to a takim parku miejskim odbędzie się rozpoczęcie kampanii. Na tę okazję zostają wynajęte dwie hostessy i zaproszonych zostaje 4 lokalnych rolników, którzy będą promować wyroby swoje i swoich kolegów po fachu. Fotografowie licznie przybywają, warzywa i owoce zostają estetycznie ułożone w koszach, wokół których hostessy w mini spódniczkach i rolnicy ustawią się półkołem, uśmiechną się, zrobią jakiś gest rękoma i taka scena zostanie sfotografowana przez kilku fotografów. Zdjęcia te z pewnością przyciągną uwagę fotoedytorów wiodących dzienników i ukażą się nazajutrz w druku i na stronach internetowych. Nie jest wykluczone, że organizacje płacą za ukazanie się zdjęć z ich „eventu”. Taka praktyka była by po prostu innym rodzajem reklamy.
Poniżej przykład takiej właśnie fotografii z rozpoczęcia kampanii zdrowotnej o tematyce sportowej.

Grupa młodych kobiet i mężczyzn w parku trzyma przed sobą baner reklamowy
Czworo modeli z hasłem promocyjnym w parku, fot. Sasko Lazarov

Poniżej można przekonać się, jak nieporadne i idiotyczne mogą być czasem pomysły fotografów, którzy za wszelką cenę chcą uatrakcyjnić swoje zdjęcie.

Dwie kobiety i mężczyzna pozują w dziwnych pozach do zdjęcia
Dwie modelki i model w akrobatycznych pozach, fot. Jason Clarke

Spójrzmy teraz, od strony technicznej, na przykład z życia wzięty. Nie jest to klasyczny „photocall”, ale zostają w nim zaimplementowane metody, które mają szerokie zastosowanie w „photocall-ach”, takie jak: arbitralny wybór miejsca, w którym znajdują się modele/modelki; przyjmowanie póz, robienie gestów podpowiadanych czy czasem wręcz wymuszanych przez fotografów.

 „Bloomsday” – śladami Jamesa Joyce’a
Na corocznym festiwalu Bloomsday przyszło mi w 2019 roku, pełnić rolę dziennikarza radiowego, ale oczywiście aparat fotograficzny również ze sobą zabrałem. Dla krótkiego wdrożenia w temat - festiwal Bloomdsay jest obchodzony w Dublinie dla uczczenia twórczości Jamesa Joyce’a, w szczególności jego przełomowej powieści „Ulisses”.  Data nie jest przypadkowa, jest o dzień w którym Joyce poznał swoją przyszłą żonę Norę i co istotniejsze, w tym dniu osadził całą akcję swojej dublińskiej epopei.
Podczas Bloomsday odbywa się wiele imprez, w tym odczytów, pokazów, przedstawień itp. Bardzo wiele uczestników tych wydarzeń kulturalnych przychodzi na mnie ubrana w stroje z epoki, czyli z początków XX wieku. Daje to w istocie wiele niecodziennych sposobności do zrobienia interesujących zdjęć. Nierzadko wszak, można sfotografować jegomościa w cylindrze i epokowym garniturze zerkającego na swojego smartfona. Zawsze jest też ktoś, kto udaje samego mistrza czyli Jamesa Joyce’a. Od kilku lat tą osobą jest John Shelvin, na co dzień producent wykwintnych kapeluszy. Został on poproszony przez jednego z fotografów o zapozowanie do zdjęcia. Ta „ustawka” miała miejsce po corocznym „śniadaniu Leopolda Blooma” – imprezie kulturalnej, której głównym punktem jest poranny posiłek wg jadłospisu z „Ulissesa”.
Proszę zobaczyć jakich karkołomnych zabiegów użył fotograf aby zrobić to całkowicie pozowane zdjęcie, które ukazało się później w gazecie i na stronie The Irish Times’a. W mojej ocenie, jest to fotografia dość miałka, o banalnym wydźwięku, dodatkowo „okaleczona” nienaturalnymi zniekształceniami proporcji z racji użycia szerokokątnego obiektywu.

Na ulicy w Dublinie grupa fotografów i asystentów ustawia modela stylizowanego na Jamesa Joyce'a do zdjęcia
Sesja zdjęciowa na ulicy - John Shelvin jako James Joyce, fot. Tomasz Szustek

Na ulicy w Dublinie grupa fotografów i asystentów ustawia modela stylizowanego na Jamesa Joyce'a do zdjęcia
Sesja zdjęciowa na ulicy - John Shelvin jako James Joyce, fot. Tomasz Szustek

Fotograf robi na klęczkach zdjęcie modelowi, który jest ustylizowany jako James Joyce
Sesja zdjęciowa na ulicy - John Shelvin jako James Joyce, fot. Tomasz Szustek

John Shelvin jako James Joyce trzymający laskę w górze
fot.Tom Honan IT.  John Shelvin jako James Joyce

W okolicznościach, w których wszyscy dobrze się bawią na - co by nie powiedzieć - całkiem kulturalnej imprezie,  warto by było popracować z „żywym” dokumentem. Pokusić się o próby wyszukania w całej tej teatralności motywów, które dotlenią oko, pozwolą przekazać choć porcję emocji miejsca i czasu.

Tak jak zrobił to Julien Behal, który również kilka lat temu fotografował Bloomsday. Pojawił się on w wieży Martello, w której  rozpoczyna się akcja powieści. Aktorzy, odziani w stroje z epoki, czytają tam zgromadzonym widzom fragmenty powieści.

Aktorzy odgrywają scenkę z Ulissesa Jamesa Joyce'a na dachu Mortello Tower w Dun Loaghaire, Irlandia
fot. Julien Behal/PA Wire

Sytuacja ma znamiona przedstawienia teatralnego na powietrzu, ale samo ujęcie jest pozbawione bezpośredniej ingerencji fotografa i świetnie obrazuje charakter i atmosferę tego wydarzenia. Trudno mówić tu czystym dokumencie, ale i wydarzenia kulturalne można fotografować z fantazją przebijającą jedynie sprawozdawcze aspiracje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz